Biała Podlaska

Śp. o. Waldemar Pogorzelski we wspomnieniach

10
kwi 2021

9 kwietnia zmarł o. Waldemar Pogorzelski, brat zakonny z Klasztoru Braci Mniejszych Kapucynów w Białej Podlaskiej. Miał 86 lat. Zakonnika wspominają o. Bogdan Augustyniak, Gwardian Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów w Białej Podlaskiej oraz Michał Matwiejuk, członek służby liturgicznej przy kościele św. Antoniego.

O. Waldemar Pogorzelski od 2009 roku pełniący posługę w kościele św. Antoniego w Białej Podlaskiej, odszedł w piątek, 9 kwietnia w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Białej Podlaskiej.

"Był człowiekiem głębokiej wiary, ale też osobą z dużym poczuciem humoru" - tak zapamiętał go m.in. o. Bogdan Augustyniak, Gwardian Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów w Białej Podlaskiej

POSŁUCHAJ

Wśród osób wspominających o. Waldemara jest także Michał Matwiejuk, członek służby liturgicznej przy kościele św. Antoniego w Białej Podlaskiej,

POSŁUCHAJ

Msza św. pogrzebowa zostanie odprawiona w poniedziałek, 12 kwietnia o godz. 11.00 w kościele św. Antoniego w Białej Podlaskiej.
ICH/Biała Podlaska

Foto: Św. Antoni – Kapucyni Biała Podlaska

Nasz reporter jest do państwa dyspozycji:
Izabela Chajkaluk
+48.500106004

3 komentarze

Podpisz komentarz. Wymagane od 5 do 100 znaków.
Wprowadź treść komentarza. Wymagane conajmniej 10 znaków.
Lublin 1998 Niedz. 05.02.2023 15:02:39

Nic nie wiecie o ojcu Waldemarze . Uczył mnie w latach 80-tych...Spotkania - rozważania - pouczenia i jeszcze jedno - zrozumienie spotkania. . Jak ktoś wierzy to wiadomo z kim...

Tomasz Niemirowski Czw. 05.05.2022 08:36:48

Wspomnienie o o. Waldemarze Pogorzelskim W poniedziałek, 12 kwietnia 2021, odbył się w Białej Podlaskiej pogrzeb kapucyna, o. Waldemara Pogorzelskiego, zmarłego w wieku 86 lat. Przez prawie 50 lat utrzymywałem z nim kontakt, od czasu gdy był moim katechetą w szkole średniej w Lublinie. Kontakt z nim był wspierający i wspomagający. Jeśli prawdą jest, że człowiek naprawdę wielki to taki, przy którym inni czują się wielcy, to Waldemar Pogorzelski był wielkim człowiekiem. Przy nim i dzięki niemu czułem się dowartościowany. Widział we mnie dużą wartość i chciał wspomagać jej rozwój. Wyraziło się to chociażby w rozmowie po skończeniu szkoły, gdy zastanawiałem się nad pójściem na studia. Powiedział: „idź, ja ci pomogę” – i faktycznie pomagał przez cały czas, a nawet później. Chodzi oczywiście o pomoc finansową, ale też zawsze miał jakieś słoiki czy puszki z jedzeniem, którymi mnie obdarowywał. Zaproponował mi też przejście na „ty”, a życzenia świąteczne podpisywał: „Waldek P.” Inną oznaką dowartościowania był choćby fakt, że gdy kiedyś spóźniłem się około 15 minut na umówione spotkanie, to czekał na mnie w rozmównicy z otwartymi drzwiami; tak, że po wejściu na teren klasztoru, jeszcze po drodze do furty, od razu go zauważyłem. Wspomnę też, że na zakończenie katechezy po maturze każdy dostał książkę z dedykacją oraz zbiorowe zdjęcie wszystkich uczestników. Jego pomoc była całkowicie bezinteresowna. Nie oczekiwał wdzięczności i nie rozliczał mnie z tego, co we mnie zainwestował. A nawet, gdy go kiedyś zawiodłem, nie zmieniło to jego stosunku do mnie. Był to człowiek najważniejszy w moim życiu duchowym, głównie przez to, że mnie wspierał, zawsze miałem w nim oparcie. Nie wszystko, co powiedział, doradził lub zrobił, było trafne czy najlepsze, ale w niczym to nie psuje całości obrazu człowieka, na którego zawsze można było liczyć. Nie prowadziliśmy dyskusji o Bogu czy o życiu duchowym, nie wypytywał się też o moje problemy, nie pouczał mnie; zwykle, gdy się spotkaliśmy, to opowiadał dość banalne rzeczy o swoim życiu w zakonie. Nie był moim spowiednikiem ani kierownikiem duchowym. Kiedy go o to poprosiłem, to powiedział, że co najwyżej mogę do niego przyjść do konfesjonału; tak jak wszyscy. Był to człowiek pokorny, nie szukał swojej chwały. Jednak jego pokora nie była tchórzostwem i potulnością. Byłem świadkiem, jak kiedyś ktoś nietrzeźwy przyszedł do klasztoru, a Waldemar zdecydowanie wyprosił go za drzwi mówiąc, żeby wrócił jak wytrzeźwieje. Innym razem, wchodząc do kościoła, w którym miał dyżur w konfesjonale, zauważyłem, że szybko wychodzi z tego konfesjonału i idzie do drzwi. Przepędził złodzieja, który za pomocą patyczka z klejem próbował wyciągać banknoty z puszki na ofiary. Był pokorny, ale to nie znaczy, że nie widział swoich osiągnięć; np. powiedział mi kiedyś, że na jego katechezy przychodzi więcej uczniów niż do innych. Kiedy zapytałem go, co jest najważniejsze w jego życiu duchowym, odpowiedział: „Być narzędziem – i tyle”. Był to więc człowiek autentycznie oddany Bogu, chociaż nie bezbłędny. O jego pokorze świadczy też to, że nie bał się, nawet publicznie podczas dróg krzyżowych, które prowadził, mówić o swoich słabościach. A kiedyś mi powiedział: „Myślisz, że w moim życiu nie było rzeczy naprawdę złych?” Oznaką pokory – a przy tym świadomości swej wartości – jest też dla mnie jego reakcja na wiadomość o zmianie nazwiska. Powiedział: „A mnie jest wszystko jedno, ja mógłbym nazywać się nawet ‘Kutas’.” Kiedyś napisał mi w jednym z listów, abym starał się wprowadzać nastrój uroczysty i swobodny, a gdy później powiedziałem mu, że to do mnie trafiło, odrzekł: „Ja tak powiedziałem? To musiało być od Ducha Świętego”. O moim życiu: „Widzę w tym działanie Ducha Świętego i nie chcę się w to mieszać” Pamiętam też jego słowa z innego listu: „W sercu Maryi cię umieszczam i jej polecam.” Przysyłał kartki na święta, ale treść ich nie była związana ze świętami, tylko zawierała kilka motywujących zdań, np.: „Walcz o swoje!”, albo: „Niech Pan cię błogosławi, dobry człowieku, i da męstwo w pokonywaniu trudności”. Napisał kilkanaście książek, zawarł w nich swoje przemyślenia dotyczące życia duchowego. Oto niektóre myśli z tych książek: „Za dużo chyba mówimy ludziom – co mają robić, a za mało uświadamiamy ich – kim są. W ten sposób tracimy człowieka. ‘Zrób to. Nie rób tego’ – łatwo to wykrzyczeń. Trudniej jest odkryć własną godność, wolność i odpowiedzialność” (To tak właśnie działa, s. 97). „W każdej chwili naszego życia – Bóg od nas czegoś oczekuje. Naszym zadaniem jest odkryć to oczekiwanie i wypełnić je” (jw., s. 402). „Można czasem ‘płuca wypluć’ tłumacząc komuś bardzo łagodnie i delikatnie, – ale ten ktoś nie rozumie takiej mowy i nie przyjmuje takich argumentów. Użycie więc ostrzejszego działania – jest uzasadnione i skuteczne. Zbytnia łagodność jest słabością, a nie miłością” (Mów Panie – Dyzma słucha, s. 28). „Bóg wzbudza w nas pragnienie, – ale nie zawsze chce jego realizacji. W naszym rozwoju potrzebna jest też tęsknota i niezrealizowane marzenia, – które dopiero Pan, gdy zechce, – może doprowadzić do wypełnienia w tym, lub w przyszłym życiu” (jw., s. 100). „Uważam się za człowieka, który woli mówić poprzez dokonane czyny – a nie za pośrednictwem słów. Tak trzymaj” (Niebo należy do Q, s. 92). „Gdy cierpisz – nie pytaj, czyja to wina. Nie szukaj pocieszenia u ludzi. Klęknij przed Najświętszym Sakramentem i Bogu powierz swoje sprawy. Gdy cierpienie minie – nie pamiętaj już o żalu i nikogo nie obwiniaj” (jw., s. 341). „W swoich kłopotach, cierpieniach, a nawet nudach – myśl często o Niebie i przygotuj się do tego, byś mógł się tam znaleźć. Czerp stąd męstwo i nadzieję. Tylu świętych tam jest” (jw. s. 342). „Modlitwa – daje żarliwość tęsknotom. Im silniejsze te tęsknoty – tym żarliwsza modlitwa. Modlitwa nie musi więc być ugrzeczniona i spokojna, – skromna i powściągliwa. Pasja i wściekłość – rozpacz i natarczywość – szaleństwo i głośne wołanie – płacz i błaganie – to cechy modlitw zanoszonych do Pana – jako wzorcowe. Widoczne jest to w Psalmach i u ludzi, którzy prosili Chrystusa o cud uzdrowienia” (jw., s. 11). „Gdy chcesz konkretnie pomagać, to od samego początku uświadom sobie, że nie docenią twojej pracy. Rób to dla Boga. Bo u ludzi – wdzięczność – to towar deficytowy. Pierwszy, któremu pomożesz – upije się znowu. Drugi z trzecim się pobiją. Czwarty cię okradnie. Piąty będzie cię nienawidził i zechce cię zamordować. Wtedy – jeżeli twoje zainteresowane płynęło z romantyzmu – rzucisz to wszystko – bo będziesz miał dosyć. Natomiast, jeśli twoje działanie płynęło z potrzeby i było podejmowane dla Boga – to wytrzymasz te wszystkie negatywy i uratujesz następnego. Powiesz wtedy: opłaciło się to wszystko” (jw., s. 198). „Staraj się być miłym dla człowieka, który uważa cię za ‘gniota’ – który wciąż smęci i dęte brednie wypowiada. Bądź wesoły wobec człowieka, który swoim ciągłym jazgotem wszystkich denerwuje – który drwi z ciebie sardonicznym uśmiechem. Oskarżają cię niesłusznie – milcz. Nie wyjaśniaj – nie prostuj – nie zaprzeczaj – po prostu zrezygnuj z obrony – choćbyś mógł bardzo łatwo zadać kłam tym twierdzeniom. Zawiódł cię twój przyjaciel? Nie odpowiadaj mu gniewem. Ktoś cię nienawidzi, choć powinien być wdzięczny za dobro, które od ciebie otrzymał? – Nie zrywaj z nim – czyń nadal dobro dla Pana, a nie dla niego” (jw., s. 207). „Spełnianie swoich obowiązków – to uczestnictwo w planach Boga. To jest najlepsza forma ascezy. Nie potrzeba udziwnień. Skomplikowania są zbyteczne” (jw., s. 230). „Chcesz być zauważony – wraz ze swoją misją, którą niesiesz ze sobą? Nie bój się przegięcia jako środka. Grzecznych ludzi nikt nie zauważa” (jw., s. 230). „Podniesienie słomki z podłogi, by nie zakłócała piękna całości – by było widać harmonię – ma swoje znaczenie przed Panem. Ważna jest intencja” (jw., s. 10). „Zadaniem kobiety jest kształtowanie dziecka, ale i męża. Nawet, gdy widzisz w nim więcej walorów niż rzeczywiście jest – to tym też go kształtujesz. Może kiedyś zapragnie być takim człowiekiem, jakiego w nim dostrzegłaś” (jw., s. 87). „W modlitwie mam zaufać dobroci i miłości Boga, który wie wszystko. Modlitwa nie jest informowaniem Boga, że jest mi coś potrzebne, – Ale jest to raczej zwierzanie się kochającemu nas Ojcu o zaistniałych kłopotach” (Bóg rozdaje siebie, s. 69). „W dialogu z Bogiem trzeba uczyć się milczeć, – by w ten sposób można było ‘słuchać’ Boga. Rezygnując z własnej woli – coraz bardziej stajemy się czuli i wrażliwi na wolę Bożą” (jw., s. 94). Na koniec tych wspomnień postawię pytanie: czego możemy się nauczyć od Waldemara Pogorzelskiego i w czym może nam nadal pomagać? Na mnie najbardziej działała jego wolność i autentyczność. Mówił to, co myślał i co czuł, według tego też postępował. Jego życie świadczy o tym, że świętość nie jest niczym udawanym, a dąży się do niej poprzez autentyczność i bycie sobą. Kiedy zapytałem jednego z jego braci w klasztorze, co słychać u o. Waldemara, odpowiedział: „Jest sobą”. Co więcej, tę wewnętrzną wolność potrafił pogodzić z autentyczną, nie udawaną, pokorą. Może więc być patronem takich spraw i sytuacji, w których szczególnie jest zagrożona nasza wolność wewnętrzna; gdy boimy się, że wpływy innych ludzi, czy jeszcze jakieś inne, mogą nam przeszkodzić w byciu sobą. Także takich, w których zagraża nam pycha. Z tego względu warto, aby jego postać nie została zapomniana. Tomasz Niemirowski

ANNA I ZBIGNIEW DOMAŃSCY Wt. 13.04.2021 08:35:24

Ojciec Waldemar w latach 1975-78 był naszym katechetą. W owych czasach z Technikum Chemicznego całą klasą (bez wyjątków) chodziliśmy systematycznie na katechezy do kościoła Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów na ul. Krak-Przedmieście w Lublinie. Był wspaniałym nauczycielem, wychowawcą, ojcem, przyjacielem. Na zajęciach religii wszyscy słuchali z zaciekawieniem przekazań jakich potrafił właśnie Ojciec Waldemar przekazać. Forma dialogu w którą nas zachęcał była wspaniała. Był niezapomnianym i nieocenionym przyjacielem naszej rodziny do ostatniej chwili. Wielki i miłosierny, skromny i kiedy wypadało z humorem człowiek. A teraz te wszystkie dobre cechy będzie mógł przedstawić w innym miejscu. Tam u Pana Najwyższego. Wieczne odpoczywanie racz Mu dać Panie. A światło wiekuiste niechaj Mu świeci na wieki wieków Amen.